Młody producent nalewek z północnej Polski. Pan Robert Rutkowski robi nalewki domowe i na skalę domową. Żona, pani Dorota, prowadzi mały zakład we wsi Kobylanka pod Szczecinem. Nazwa pochodzi od łacińskiej ‘monarda’, jest to pysznogłówka, roślina w zasadzie ozdobna.
– Żona kiedyś mi zdradziła, że dawniej była ona używana do podrabiania herbaty Earl Grey. Stąd wywnioskowałem, że to roślina nieszkodliwa i prawdopodobnie smaczna. Potem spróbowałem nastawić z niej nalewkę. Rezultat był taki, że żona narzekała, że nie może się doczekać kwiecia z monardy. Za to doczekaliśmy się niezłej nalewki – mówi Robert Rutkowski.
W 2020 roku zaczęli oficjalną działalność ze składem podatkowym, ale w rodzinie nalewki robiło się z pokolenia na pokolenia, również tradycje zielarskie są w rodzinie od dawna obecne. Nastawy dojrzewają w gąsiorach, stalowych cylindrach i w beczkach z dębu węgierskiego, nowych samodzielnie przygotowanych, zalanych własnym winem jabłkowym przed wlaniem nalewek. Łącznie mają ponad 20 smaków, produkują ok. 1000 l rocznie.
– Owoce sam zbieram, najczęściej w okolicy Jeziora Miedwie, lub mam od znajomych. Mieszkam na wsi i wiem, co kto ma dobrego. Chcę, żeby alkohol był nośnikiem, smak ma być wyrazisty, należy zachować wyraźnie cechy surowca, stąd niższa moc nalewek – tłumaczy Robert Rutkowski.
Robert Rutkowski tworzy m.in. nalewki z owoców, ziół, chmieli, miodów, ale także śmietanówki w kilku smakach. Do zestawiania używa spirytusów, ale do niektórych także rumu.
– W każdej porze pozyskujemy to, czym obdarza nas natura. Wczesną wiosną, jest np. czas na pączki drzew. Mam nadzieję, że już niebawem będę mógł zabutelkować Balsam Miedwiański. To trunek oparty na tym, co przynosi ta pora roku. W miarę rozwoju wiosny i kwiatów przychodzi czas na mniszek, podbiał, podagrycznik. Wczesne lato to kwiat lipy. Drugi znak początku lata to czarny bez. Jesień to jabłka i czeremcha. Późniejszą jesienią przychodzi czas korzeni. Natura chowa to, co najlepsze pod ziemią. Zima to z kolei cytrusy – opowiada Robert Rutkowski.